Na początku podeszłam dosyć sceptycznie do tego produktu, wydawał mi się bardzo komercyjny, ale jak poczytałam co nieco i wypróbowałam te małe diablątka to zmieniłam zdanie. Na początku nie podobało mi się, że są zrobione głównie z kwasku cytrynowego i z sody oczyszczonej Raczej z kosmetykiem oba te składniki mało mają wspólnego, zwłaszcza że kilka razy przewinęła mi się opinia o tym, że moczenie w tym ciała to niezbyt dobry pomysł. Coś mnie jednak tknęło i szukałam dalej no i dobrze zrobiłam, bo okazało się, że te dwa składniki ostatecznie łączą się i powstaje cytrynian sodu, który jest powszechnie stosowany w kosmetykach. Problem więc został rozwiązany i sama bardzo przekonałam się do tych maleństw. Odkryłam, że można w nich zamykać wiele fantastycznych rzeczy oleje, olejki zapachowe, zioła, glinki.
Te wszystkie składniki pozostają zamknięte w kąpielowych serduszkach w nienaruszonej postaci do momentu kąpieli, potem buuuuum, cała kaskada dobroczynnych składników umila nam kąpiel.
Serduszka są bardzo kapryśne, czasem podczas schnięcia zaczynają musować, wtedy trzeba się nieźle napocić, żeby wyszły jak trzeba. Ale w zasadzie stwierdziłam ostatnio, że te wszystkie przeboje są nieodłączną częścią Małej Mydlarni i to własnie dzięki nim tworzę coś z duszą, a nie tylko taśmowe produkty " made in China"
Tak czy siak, ja mam prysznic, ale jak tylko jadę do rodziców na jakieś małe "wolne", to zabieram spory zapas, bo uwielbiam tem zapach, te olejki, a nawet to mycie wanny po takiej kąpieli.